I zleciało, został tylko tydzien do wyjazdu. Z jednej strony się cieszę i jestem ciekawa nieznanego, ale z drugiej strony chyba dopiero teraz uświadamiam sobie ,że zostawiam tu całe moje dotychczasowe życie. Pierwsze pożegnania mam już za sobą, nie kryję ,łzy poleciały. Jestem tu ze wszystkimi bardzo związana. Nie wiem jak będzie po powrocie, zapewne moje podejście do życia troche się zmieni, w końcu teraz będę musiała liczyć tylko i wyłącznie na siebie. Zapewne też zmienią się niektóre rzeczy tutaj. To jest niby tylko rok, ale to aż rok. W tak długim czasie wiele rzeczy może ulec zmianie...Ale pierwsze pytanie czy ja tam napewno rok wytrwam, na takie możliwości też sie nastawiam, nie koniecznie musi być pięknie. Jest tyle dziewczyn którym się nie powiodło, remache i te sprawy, Mam nadzieję ,że ja do tej grupy nie dołączę i jakoś uda mi się ten rok przeżyc ,tam bez rodziny bez bliskich. W końcu to była moja własna decyzja. Tylko że jak było daleko do wyjazdu , to inaczej się myślało : wyjadę zobaczę coś innego ,w końcu się usamodzielnię a teraz im blizej ciężko w to uwierzyć. Musze zacząć szykować rzeczy, pakować się, żeby niczego nie zapomnieć tak jak ja to potrafię;p Wszystko posprawdzać 100 razy czy jest, przecież tam mi nikt nie dowiezie , tak jak zawsze było to tu ;p brat chętnie dążył z pomocą. Zostaje tylko życzyć powodzena mi i dziewczynom lecącym ze mną w pakowaniu i ogranianiu się przed wyjazdem a także podczas podróży;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz