piątek, 5 sierpnia 2011

The begining :)


Tak więc zaczynam swoją przygodę z opisywaniem moich przeżyć zwiazanych z byciem Au Pair i spełnianiem marzenia jakim było odwiedzić kontynent za oceanem:) Zacznę od początku... pomysł bycia nianią amerykańskich dzieci pojawił sie w szkole śreniej ,gdy nauczyciel pokazał nam ulotki z agencji Cultural Care. My z koleżanką jak tylko je przeczytałyśmy, stwierdziłyśmy to: dla nas!! Zwłaszcza,że ja od czasów maleńkości marzyłam o zwiedzieniu tego państwa. Filmy, teledyski, wszystko robi swoje;) Zawsze mówiłam; pewnego dnia tam pojadę. Ale jakoś poźniej sprawa wyleciała z głowy. Zajęłam się nauką do matury, następnie złożyłam papiery na studia, a że dostałam się na kierunek taki jaki chciałam( czytaj Europeistykę ) to poszłam a marzenia odłożyłam na później. I tak oto zleciał jeden rok później następny i po tym ostatni, licencjacki. Przygotowując się do egzaminu licencjackiego i pisania pracy pojawiło się pytanie: co ze mną dalej?? Już byłam tak zmęczona nauką i tym wszystkim, niby szło mi gładko przez te trzy lata, ale poprostu miałam dosyć nauki i ciągłego myślenia o kolejnej zbliżającej się sesji. I wtedy przypomniał mi się pomysł z liceum... robię rok przerwy i jade za granicę szkolić angielski przy okazji pracując i mam nadzieję zwiedzając coś. Jak wrócę idę na magisterkę po angielsku, tak to mój plan:D Poszukałam w internecie i przeczytałam wszystkie możliwe blogi, fora itp. itd. na temat Au Pair po czym zapisałam się na spotkanie w Cultural Care. I tak zaczęła sie moja przygoda. Dalej było zbieranie dokumentów, referencje, z tym akurat było najłatwiej, ponieważ mam dużą styczność i dobry kontakt z dziećmi, do okoła otaczją mnie małe dzieci, w najbliżej rodzinie(jako ciocia) Koleżanek rodzeństwo i tak dalej i tak dalej... Później wybieranie rodziny, miałam 3 rodziny po otwarciu konta. Pierwsza: Japońska rodzina ze stanu Connecticut, dwoje dzieci. Jednak zeszli z roomu tak szybko jak się pojawili. Następna: Żydowska rodzina ze stanu Nowy Jork, dwoje dzieci również. Jednak oni nie odezwali sie nawet, ale i lepiej, bo jakoś nie byłam przkonana do nich poprostu. I w końcu trzecia rodzina ze stanu NY. Trójka dzieci w wieku 3,5 roku lol. Posiedzieli u mnie może dzień i telefon bez zapowiedzi, byłam tak zszokowana że praktycznie zapomniałam języka w buzi, jednak kobitka była bardzo miła i w końcu dogadałyśmy się. Zaczęłyśmy się wymieniać mailami, zdjęciami i jakoś tak wyszło, że mimo mojej obawy co do ilości dzieci zgodziłam się na nich. We wrześniu mam wyznaczony termin. Także jeszcze troche, ale już wszystkie dokumenty załatwione, tylko wiza co do której mam obawy ale to chyba jak każdy. Oczywiście jeszcze po drodzę pare innych komplikacji, bardziej z życia prywatnego osobistego ale o tym to może kiedy indziej, bo i tak rozpisałam się dzisiaj. Tak więc dziękuję za uwagę:) Do następnego:)




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz