poniedziałek, 10 października 2011

If You Can Dream...

...You Can Do It.


Troszkę zaokraglając mogę powiedzieć, że jestem tu już prawie miesiąc. Czasami jest lepiej, czasami gorzej. Bywają chwile kiedy doskwiera samotność, włącza się w głowie myśl: co ja zrobiłam, po co tu przyjechałam ;p ale to tylko czasami. Myślę, że to ze względu na tęsknotę za bliskimi, za chłopakiem. Wszystko inne tu układa się wrecz doskonale. Rodzina jest naprawdę, mogę powiedzieć cudowna. Są otwarci, weseli, chcą rozmawiać, no i nie skąpią mi niczego. Nawet posiłki przygotowują pode mnie , chociaż nie mam wygórowanych oczekiwań co do tego. Dzieci jak to dzieci , raz grzeczniejsze raz mniej, ale jeszcze nie zdarzyło mi się zdenerwować na nie. Są bardzo dobrze wychowane, nie są za bardzo rozpieszczone chociaż mają to co chcą, ale muszą sie dzielić, w końcu jest ich trójka. Problemów językowych nie mam, ale Amerykanie tak szybko mówią... zdarzyło mi się raz zamyśleć i przy kasie powiedzieć: Can I buy this TUTAJ ? Ale pani tylko się zaśmiała a ja się szybko poprawiłam. Co do zwiedzania jeszcze się ograniczam do NYC, ale już niedługo;p najpierw chcę poznac to miasto a jak już zarobię więcej to pomyślę o dalszych miejscach :D Do zrobienia zostało mi teraz wyrobienie SSN, Kursy, Konto bankowe no i niestety stanowe prawko. Ale z czasem wszystko się zrobi. Narazie poznawałam okolicę, rutyne dzieci i wszystko co związane z nimi. Dzisiaj odwiedziła mnie LCC, pogadałyśmy sobie, bardzo miła kobieta, przeprowadziła wywiad ze mna z hostami, wyszło, że są bardzo ze mnie zadowoleni, z czego się ciesze :) Także oficjalnie już żyję amerykańskim życiem :) wszystko jak narazie układa sie tak jak chciałam żeby się ułożyło :)





poniedziałek, 26 września 2011

A więc jestem:)

Może zacznę od samego początku, cofając się w czasie o tydzień. I tak pewnego pięknego poniedziałku wstałam o godzinie 3 nad ranem i wyjechałam z całą moja rodziną i chłopakiem do Warszawy. Wszyscy musieli mnie odwieść , żebym sama nie płakała ;p Na lotnisku spokałam dziewczyny które miały lecieć ze mną. Razem zapakowałyśmy się do samolotu i start....przygoda życia rozpoczęta. Do Londynu leciało się dobrze, przyjemnie szybko, z dziewczynami.




Jak wylądowałyśmy na Heathrow, dziewczyny pobiegły do swojego samolotu a ja zostałam sama , czekajac na mój godzinę później. Podczas czekania , poznałąm tam dziewczynę , która mieszka w Niemczech ale pochodzi z Polski, także troszkę mi było raźniej. I później następny lot...który był długi, nudny, samotny. Siedziałam na środku nic nie widziałam , tylko oglądałam filmy. I tu nie było czemu robić zdjęć. Po ciężkich 8 godzinach, dolecieliśmy :) Po czym zaczeły się kolejne odprawy, czego już miałam serdecznie dosyć. No ale wpuścili mnie na teren USA :) Po jakiejś godzinie pan kierowca zapakował nasz wszystkie do autobusu i do szkoły, ale to juz było ciekawsze, mimio że byłam totalnie padnięta, z ciekawością oglądałam widoki za szybą, zwłaszcza amerykańskie samochody , które uwielbiam :)


Po dotarciu do szkoły, czar prysnął. Warunki, no mogłyby być lepsze...Czekało sie aby do czwartku na wycieczkę do NYC:) Wycieczka, mogła byc lepsza również, no ale nie narzekam już;p  Napierw trip autobusem przed pół miasta (z autobusu nie dało się zrobić lepszych zdjęć;)



Następnie wycieczka statkiem na Staten Island,  tylko pogoda nie dopisała , nie było słońca, było pochmurno i mglisto, więc mało było widać:



 A na końcu wyjazd na Top of the rock, co już zrobiło większe wrażenie:)



I tak zleciał następny dzień i tydzień, którgo końca nie mogłam się doczekać. Na szkoleniu było tyle niemek,że więcej słyszałam niemieckiego niz angielskiego. Także z wielką i oczekiwaną radością nadszedł piątek, kiedy to rozchodzimy się do rodzin. Moja rodzina przyjechała po mnie. Host tata z dziećmi. Strasznie bałam się tego się przeżycia, ale było naprawdę w porządku. Dzieci jak mnie zobaczyły, to od razu rzuciły mi się w ramiona i hello Agnes hello, byłam naprawdę w szoku. Ułatwiło mi to początek. W domu zostałąm przyjęta licznymi prezentami
Dziewczynka na krok mnie nie odstępuje:) Jak narazie tylko się uczę, pomaga mi w tym ich poprzednia au pair, która będzie jeszcze ze mną przez tydzień. Nie będę chyba miała bardzo dużo pracy przy nich, jak narazie są naprawdę słodkie oby tak dalej...

sobota, 17 września 2011

24 godziny

Właśnie prawie tyle pozostało do mojego wyjazdu...a ja nie jestem jeszcze spakowana;p Mam tylko listę rzeczy które mam wziąść ze sobą, a i tak nie wiem czy jest tam wszystko czego tak naprawdę potrzebuję. Na ten moment, wogóle nie czuje żebym gdzieś jechała, a już napewno nie do Nowego Jorku. Mój lot jest z Warszawy o godzinie 11.55 do Londyu a z Londynu o 16.00 na Lotnisko J.F Kennedy skąd o godzinie  ok 18.40 czasu tamtejszego ma mnie odebrac ktoś z agencji. Z Polski lecimy w 8 a Londynu dla mnie zabrakło miejsca z dziewczynami i mam lot sama troszkę później ;/ Nie zabardzo jestem z tego powodu zadowolona ...ale już trudno może to jakoś przeżyję. Moja rodzinka czeka na mnie z niecierpliwością. Przez pierwszy tydzień pobytu ma być z nami jeszcze ich poprzednia Au pair z Tajlandii, ażeby mi wszystko pokazać. Także od razu nie zostanę rzucona na głęboką wodę. Poniedziałek będzie chyba najdłuższym dniem w moim życiu, będzie trwał tak ok. 30 godzin;p Licząc od godziny o której musze wstać ,żeby dojechac do Warszawy dlatego więc idę spać i regenerowac siły na jutrzejsze pakowanie i pojutrzejszą podróż. Następny mój post zapewne będzie już zza drugiej strony oceanu. Życzcie mi powodzenia,żebym gdzieś tam w Londynie na Heathrow się nie zgubiła ;) Ahoj ;)

poniedziałek, 12 września 2011

One week left

I zleciało, został tylko tydzien do wyjazdu. Z jednej strony się cieszę i jestem ciekawa nieznanego, ale z drugiej strony chyba dopiero teraz uświadamiam sobie ,że zostawiam tu całe moje dotychczasowe życie. Pierwsze pożegnania mam już za sobą, nie kryję ,łzy poleciały. Jestem tu ze wszystkimi bardzo związana.  Nie wiem jak będzie po powrocie, zapewne moje podejście do życia troche się zmieni, w końcu teraz będę musiała liczyć tylko i wyłącznie na siebie. Zapewne też zmienią się niektóre rzeczy tutaj. To jest niby tylko rok, ale to aż rok. W tak długim czasie wiele rzeczy może ulec zmianie...Ale pierwsze pytanie czy ja tam napewno rok wytrwam, na takie możliwości też sie nastawiam, nie koniecznie musi być pięknie. Jest tyle dziewczyn którym się nie powiodło, remache i te sprawy, Mam nadzieję ,że ja do tej grupy nie dołączę i jakoś uda mi się ten rok przeżyc ,tam bez rodziny bez bliskich. W końcu to była moja własna decyzja. Tylko że jak było daleko do wyjazdu , to inaczej się myślało : wyjadę zobaczę coś innego ,w końcu się usamodzielnię a teraz im blizej ciężko w to uwierzyć. Musze zacząć szykować rzeczy, pakować się, żeby niczego nie zapomnieć tak jak ja to potrafię;p Wszystko posprawdzać 100 razy czy jest, przecież tam mi nikt nie dowiezie , tak jak zawsze było to tu ;p brat chętnie dążył z pomocą. Zostaje tylko życzyć powodzena  mi i dziewczynom lecącym ze mną w pakowaniu i ogranianiu się przed wyjazdem a także podczas podróży;)

piątek, 26 sierpnia 2011

No to już chyba polecę...;)

A więc oficjalnie mogę już powiedzieć JADĘ:) Jestem po wizycie w ambasadzie i rozmowie z panem konsulem. Poszło w miarę szybko i  sprawnie, jestem zadowolona. Wizę dostałam i za 23 dni lecę do USA. Ale szczerze mimo tego, że nie zostało zbyt dużo czasu wciąż nie wydaje mi się że  wyjeżdżam...nie mam jeszcze nic, ale jakoś może z czasem wszystko powoli sobie zgromadzę.Co do wizyty w ambasadzie, dla osób ubiegających się o wizę J to chyba tylko formalnosć. No nie powiem troche mnie konsul pomęczył pytaniami, głównie o host rodzinę i takie ogólne rzeczy, dało się przeżyć:) Jak narazie wszystko idzie zgodnie z planem:p

wtorek, 23 sierpnia 2011

To See...

Ja również mam swoja listę wymarzonych miejsc do zobaczenia. Między innymi ze względu na to tak bardzo marzyło mi się aby wyjechać do USA. Mam nadzieję, że chociaż niektóre z nich uda mi się ujrzeć na żywo...A o to i one:

1) Stan Massachusetts: Boston



2) Stan Pensylwania: Philadelphia



3) Stan Maryland: Washington DC




 4) Stan Floryda: Miami & Przylądek Canaveral




5) Stan Arizona: Monument Valley & Zapora Hoovera



6) Stan California:   Los Angeles


                                San Francisco

                             Narodowy Park Sekwoi


                              Death Valley

         
                               Route 66   

  
                                Route 1 która ciągnie się malowniczym wybrzeżem Californi
     
                              Park Narodowy Yosemite

                                Góry Sierra Nevada

7) Stan Nevada: Las Vegas

8) Stan Colorado: Wielki Kanion

9) Stan Wyoming: Park Narodowy Yellowstone


10) Stan Dakota Południowa, Góra Rushmore


11) Stan Nowy Jork: Wodospad Niagara i co tylko się da zobaczyć ciekawego...;)

poniedziałek, 8 sierpnia 2011

Hmmm...rozmyslania

Do wyjazdu zostały niespełna 40 dni, coraz częściej jestem myślami za oceanem mimo tego że różnie toczą się losy ludzkie i nie jest pewne w 100 % czy tam napewno się znajdę. Ale jestem tak blisko spelnienia marzenia. Coraz więcej czytam na temat tamtych obyczajów, o miejscowości w której bedę, przegladam zdjęcia i nie dowierzam, że już niedługo to co widziałam w gazetach, filmach czy teledyskach stanie się rzeczywistością i właściwie codziennościa...







Mam nadzieję,że niedługo ja będę robiła takie zdjęcia ;)

piątek, 5 sierpnia 2011

The begining :)


Tak więc zaczynam swoją przygodę z opisywaniem moich przeżyć zwiazanych z byciem Au Pair i spełnianiem marzenia jakim było odwiedzić kontynent za oceanem:) Zacznę od początku... pomysł bycia nianią amerykańskich dzieci pojawił sie w szkole śreniej ,gdy nauczyciel pokazał nam ulotki z agencji Cultural Care. My z koleżanką jak tylko je przeczytałyśmy, stwierdziłyśmy to: dla nas!! Zwłaszcza,że ja od czasów maleńkości marzyłam o zwiedzieniu tego państwa. Filmy, teledyski, wszystko robi swoje;) Zawsze mówiłam; pewnego dnia tam pojadę. Ale jakoś poźniej sprawa wyleciała z głowy. Zajęłam się nauką do matury, następnie złożyłam papiery na studia, a że dostałam się na kierunek taki jaki chciałam( czytaj Europeistykę ) to poszłam a marzenia odłożyłam na później. I tak oto zleciał jeden rok później następny i po tym ostatni, licencjacki. Przygotowując się do egzaminu licencjackiego i pisania pracy pojawiło się pytanie: co ze mną dalej?? Już byłam tak zmęczona nauką i tym wszystkim, niby szło mi gładko przez te trzy lata, ale poprostu miałam dosyć nauki i ciągłego myślenia o kolejnej zbliżającej się sesji. I wtedy przypomniał mi się pomysł z liceum... robię rok przerwy i jade za granicę szkolić angielski przy okazji pracując i mam nadzieję zwiedzając coś. Jak wrócę idę na magisterkę po angielsku, tak to mój plan:D Poszukałam w internecie i przeczytałam wszystkie możliwe blogi, fora itp. itd. na temat Au Pair po czym zapisałam się na spotkanie w Cultural Care. I tak zaczęła sie moja przygoda. Dalej było zbieranie dokumentów, referencje, z tym akurat było najłatwiej, ponieważ mam dużą styczność i dobry kontakt z dziećmi, do okoła otaczją mnie małe dzieci, w najbliżej rodzinie(jako ciocia) Koleżanek rodzeństwo i tak dalej i tak dalej... Później wybieranie rodziny, miałam 3 rodziny po otwarciu konta. Pierwsza: Japońska rodzina ze stanu Connecticut, dwoje dzieci. Jednak zeszli z roomu tak szybko jak się pojawili. Następna: Żydowska rodzina ze stanu Nowy Jork, dwoje dzieci również. Jednak oni nie odezwali sie nawet, ale i lepiej, bo jakoś nie byłam przkonana do nich poprostu. I w końcu trzecia rodzina ze stanu NY. Trójka dzieci w wieku 3,5 roku lol. Posiedzieli u mnie może dzień i telefon bez zapowiedzi, byłam tak zszokowana że praktycznie zapomniałam języka w buzi, jednak kobitka była bardzo miła i w końcu dogadałyśmy się. Zaczęłyśmy się wymieniać mailami, zdjęciami i jakoś tak wyszło, że mimo mojej obawy co do ilości dzieci zgodziłam się na nich. We wrześniu mam wyznaczony termin. Także jeszcze troche, ale już wszystkie dokumenty załatwione, tylko wiza co do której mam obawy ale to chyba jak każdy. Oczywiście jeszcze po drodzę pare innych komplikacji, bardziej z życia prywatnego osobistego ale o tym to może kiedy indziej, bo i tak rozpisałam się dzisiaj. Tak więc dziękuję za uwagę:) Do następnego:)




Visa nightmare!!

Nienawidze biurokracji!! Dwa dni ślęczałam nad wnioskiem wizowym. Niestety w sprawach komputerowych i wypełniania takich aplikacji nie jestem zbyt dobra ;/ Chciałam wszystko wypełnić dobrze żeby nie było  i dlatego po jej wypełnieniu sprawdzałam ją z tysiąc razy. Zdjęcie zrobione domowym sposobem ;p na białym tle, które ciężko było znaleść u mnie w domu, gdzie ściany są kolorowe...dlatego z aparatem wyladowałam w piwnicy na szczęscie dobrze oświetlonej a zdjęcie robił mi mój 8 letni bratanek, bo miało być na szybko.  Ale musze powiedzieć, że wcale źle nie wyszło ;) Aby wydrukować potwierdzenie z którym trzeba udać się do ambasady, obleciałam pół mojego miasta żeby znaleść drukarkę laserową, a ja mam atramentową;/ No ale udało się, teraz tylko zebrać się i wykonać telefon do ambasady i umówić na rozmowę z panią bądź panem konsulem, czego najbardziej się obawiam. Niby każdy mnie uspokaja, że au pair dostają wizy i raczej nie zdaża się żeby były problemy, ale obawy zawsze są. Zwłaszcza że ostatnio przeczytałam o dziewczynie która nie dostała wizy, nie mająć powodów do tego ( jak ona twierdziła ). Mam nadzieję, że u mnie będzie dobrze...