Chciałabym opowiedzieć wam w skrócie jednak jak minął mój rok, jak to było tam w Stanach, tam gdzie zawsze chciałam wyjechać oraz jak się potoczyło moje życie po powrocie, bo w Polsce jestem już długo, wróciłam w paździeniku. Gdyby ktoś mnie zapytał czy ma jechac, bez wachania odpowiedziała bym mu TAK! Wiem, że są różne historie, jeszcze nie dawno słyszałam o dziewczynie która uciekła po miesiącu od swoje host rodziny. Ale może akurat dopisze szczęscie i to będzie największa przygoda życia, tak jak to było w moim przypadku. Początki oczywiscie były zarówno piękne jak i nie łatwe. Piękne dlatego, że nie znało się tak naprawę rodziny, fochów jej członków oraz prawdziwych charakterów, każdy na początku jest miły, później przychodzi rutyna i raz lepsze raz gorsze dni które odczuwają wszyscy. A gorsze, bo tęsknota za "starym" życiem, rodziną, znajomymi jednak jest. Mi towarzyszyła przez cały pobyt. Na początku miałam tam koleżankę z którą zgadałam się na forum, jak pojechałam ona już tam była. W stanach ją widziałam po raz pierwszy w życiu, ale ktoś kto w takiej samej sytuacji był w pobliżu. Na spotkaniach z LCC nie było żadnej polki (dopiero po połowie mojego pobytu dojechała jedna) co więcej były same niemki praktycznie, jakoś nie bardzo lubię ten typ człowieka. Oczywiscie nie ma co wrzucać wszystkich do jednego worka ale one razczej trzymały się tylko ze sobą. Ale ja miałam swoją koleżnakę A z forum. Więc wypady weekendowe były, bez szaleństw na początku ale były:) A była z innej agencji, więc przez nią poznałam inne dziewczyny, w tym dunkę C która już do końca pobytu toważyszyła mi cały czas i stała się prawdziwą przyjaciółką. Po ok. miesiącu od mojego przyjazdu A zaczęła mieć problemy z rodziną, remach i te sprawy. Wylądowała na drugim końcu stanów, ups... ona była au pair która mieszkała najbliżej mnie do tego naprawdę dogadywałyśmy się i nagle jej zabrakło...oczywiscie miałam innych znajomych ale nie na tyle bliskich. Na moje szczęscie znowu polskie forum Au Pair mi pomogło, zalogowałam się a tam post od dziewczyny która przylatuje za chwile do miasteczka obok. Jak się później okazało K stała się moją przyjaciółką na dobre i na złe. Nasze charaktery, gusta były tak podobne, że stała się dla mnie jak siostra. I od tamtej pory przez cały rok trzymałyśmy się razem. I do tego jeszcze dunka C. Nasza blond trójca podbijała stany;p
Skupiłyśmy sie bardziej na imprezowaniu niż zwiedzianiu, więc jak już wyjeżdzałyśmy to do miejsc gdzie są najlepsze imprezy; Las Vegas, Miami , Atlantic City no i praktycznie co weekend nasz ukochany Manhattan. Towarzystwo miałam wyborowe, dzieki temu mój rok zapisuje się do naprawdę udanych. Nawet jeżeli rodzina jest super nie mając znajomych z którymi się odstresujesz nie będzie tak dobrze.
Rodzinka również mi się udała, chociaż tak jak napisałam wcześniej, były lepsze i gorsze dni. Host był naprawde super, hostka jak to typowa amerykanka, miała swoje momenty, wąty i pretensje o najdziwniejsze rzeczy. Dzieci, czasami doprowadzały mnie do szału, ale pokochałam je i bardzo za nimi tęsknię. Cała rodzina przyjęła mnie jak jej członka, wszystkie święta spędzaliśmy u dziadków, ciotek, wujków. Zyskałam babcię i dziadka (swoich nigdy nie miałam), nie traktowali mnie inaczej niż swoich wnuków, z wycieczek przywozili mi takie same prezenty, dzwonili, zapraszali na obiadki. Jak odjeżdzałam wszyscy płakali, nawet mój host ukradkiem łzy wycierał a taki twardziel z niego był;p
Przedłużenie nie wchodziło w grę. Po pierwsze dzieci poszły na całe dnie do przedszkola, oni już au pair nie potrzebowali a na mnie czekał chłopak w Polsce. Podczas pobytu układało nam sie róznie, ale musze przyznać ze zazwyczaj źle, tyle kłutni przezylismy że szok, ale po każdej kłutni była zgoda. Związek na odległośc, na tak długi czas to nie jest nic przyjemnego ani łatwego. Nie mieliśmy jasnej sytuacji, czy wciąż jesteśmy razem a może już nie, ale jednak moje uczucie do niego zostało i nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby znaleść sobie kogoś innego. Rok zleciał Aga wróciła, z wątpliwoscią czy dobrze zrobiłam...przecież tam mi było dobrze, ale w Polsce jest moje życie które zostawiłam rok wcześniej, tyle niedokończonych spraw...Naprawdę w życiu nie miałam większego dylematu, co zrobić żeby było dobrze. Chciałam i chciałabym dalej połączyć moje dwa życia to tu i tamo amerykańskie. No ale niestety się nie da. Jestem tu od 8 miesięcy i pomimo wszystko jestem szczęsliwa. Ten mój chłopak jest już od grudnia moim narzeczonym. Dogadaliśmy sie w mońcu i teraz planujemy ślub w przyszłym roku. Kończę studia, po angielsku tak jak zamierzyłam na początku. Mam wielu przyjaciół z całego świata. (Będę miała gdzie na wakacje jeździć, Tajlandia, Brazylia, Australia;p) Z K i C z naszej trójcy trzymam sie dalej, tylko że na odległość. K została w usa a C wróciła do domu dwa tygodnie przede mną.
Z rodzinką też utrzymuję kontakty, planuję ich zaprosić na wesele. A w głowie i kompie mam mnóstwo wspaniałych wspomnień. Jeżeli któraś z was ma dylemat czy wyjechać czy zostać, ja ze szczerymi intencjami doradzam wam- jedźcie. Znajdźcie rodzinkę bez pośpiechu, zalogujcie się na jakimś forum i przeżyjcie przygodę swojego życia. Jeżeli zostawicie w Polsce coś lub kogoś, kto was naprwdę kocha to poczeka i wszystko ułoży sie tak jak powinno:)
A o to kawałeczek z moich wspomnień:
Las Vegas
Atlantic City
Miami
Long Island
New York