poniedziałek, 10 października 2011

If You Can Dream...

...You Can Do It.


Troszkę zaokraglając mogę powiedzieć, że jestem tu już prawie miesiąc. Czasami jest lepiej, czasami gorzej. Bywają chwile kiedy doskwiera samotność, włącza się w głowie myśl: co ja zrobiłam, po co tu przyjechałam ;p ale to tylko czasami. Myślę, że to ze względu na tęsknotę za bliskimi, za chłopakiem. Wszystko inne tu układa się wrecz doskonale. Rodzina jest naprawdę, mogę powiedzieć cudowna. Są otwarci, weseli, chcą rozmawiać, no i nie skąpią mi niczego. Nawet posiłki przygotowują pode mnie , chociaż nie mam wygórowanych oczekiwań co do tego. Dzieci jak to dzieci , raz grzeczniejsze raz mniej, ale jeszcze nie zdarzyło mi się zdenerwować na nie. Są bardzo dobrze wychowane, nie są za bardzo rozpieszczone chociaż mają to co chcą, ale muszą sie dzielić, w końcu jest ich trójka. Problemów językowych nie mam, ale Amerykanie tak szybko mówią... zdarzyło mi się raz zamyśleć i przy kasie powiedzieć: Can I buy this TUTAJ ? Ale pani tylko się zaśmiała a ja się szybko poprawiłam. Co do zwiedzania jeszcze się ograniczam do NYC, ale już niedługo;p najpierw chcę poznac to miasto a jak już zarobię więcej to pomyślę o dalszych miejscach :D Do zrobienia zostało mi teraz wyrobienie SSN, Kursy, Konto bankowe no i niestety stanowe prawko. Ale z czasem wszystko się zrobi. Narazie poznawałam okolicę, rutyne dzieci i wszystko co związane z nimi. Dzisiaj odwiedziła mnie LCC, pogadałyśmy sobie, bardzo miła kobieta, przeprowadziła wywiad ze mna z hostami, wyszło, że są bardzo ze mnie zadowoleni, z czego się ciesze :) Także oficjalnie już żyję amerykańskim życiem :) wszystko jak narazie układa sie tak jak chciałam żeby się ułożyło :)